Agnieszka Grzegorczyk Boli mnie głowa, ja jestem z Krakowa

promotor: prof. Bogdan Miga
Akademia Sztuk Pięknych w Krakowie
Wydział Grafiki

biografia

Agnieszka Grzegorczyk (1991) pochodzi z Krakowa. Ukończyła I stopień Szkoły Muzycznej Imienia Stanisława Wiechowicza w Krakowie, w klasie fortepianu mgr Moniki Migi (2004), oraz Państwową Ogólnokształcącą Szkołę Sztuk Pięknych w Krakowie ze specjalizacją „Reklama Wizualna”(2010).
Od 2010 roku studiowała na Wydziale Grafiki Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie. W roku 2015 obroniła Dyplom zatytułowany „Boli mnie głowa, ja jestem z Krakowa” w Pracowni Drzeworytu pod kierunkiem Prof. Bogdana Migi. Aneks zrealizowała w Pracowni Projektowania Książki pod kierunkiem dr Doroty Ogonowskiej. Brała udział w wielu wystawach zbiorowych. Otrzymała honorowe wyróżnienie w konkursie Grafika Roku 2014.  Zajmuje się grafiką warsztatową, projektowaniem i ilustrowaniem książek, grafiką narracyjną. Związana jest z niezależnym krakowskim kolektywem i wydawnictwem muzycznym Stajnia Sobieski, gdzie zajmuje się stroną wizualną i promocyjną. Grafik i visual maker zespołu Rycerzyki. Asystentka w Pracowni Projektowania Książki na Akademii Sztuk Pięknych im. Jana Matejki w Krakowie.
Stypendystka Miasta Krakowa 2015.

 

 

Wybrane wystawy:

2016 – „Książki z Pracowni Książki”, Muzeum Narodowe w Krakowie, Gmach Główny

2015 – „START”, Galeria Eksperyment, Kraków

2015 –  „Grafika roku 2014”, Galeria Humberta 3, Akademia Sztuk Pięknych w Krakowie

2015 –  „Grafika z krakowskiej ASP w Gdańsku”, Galeria „Na Poziomie”, Gdańsk

2014 – „Miłościarnia”, Galeria jednej książki, Akademia Sztuk Pięknych w Krakowie

2013 –  „W drodze” , Konsulat Generalny Republiki Federacji Niemiec w Krakowie

2012 –  wystawa malarstwa na Festiwalu WPA3 / Duszniki Zdrój

2012 – „Po grafice”, Galeria Onamato, Kraków

2012 – „Platformers”, wystawa indywidualna Chili Smooth, Kraków

2012 – „Mini Mini”, wystawa koła naukowego Prassa, Galeria Sezonowa, Kraków

2011 – „Pastisz Jana Matejki”, Opera Krakowska

2010 –  „Wystawa prac dyplomowych ZPSP” Pałac Sztuki, Kraków

Tytuł przewodni mojej pracy dyplomowej jest cytatem z utworu pt.Tata Mięso zespołu Świetliki. Kompozycja pochodzi z debiutanckiego albumu O.gród K.oncentracyjny powstałego w roku 1993. Autorem tekstu jest Marcin Świetlicki, krakowski poeta, prozaik, eseista i wokalista Świetlików. Słuchając wielokrotnie albumu w gimnazjum, nie wiedzieć czemu, punkowe skandowanie: „…boli mnie głowa, ja jestem z Krakowa” utkwiło w pamięci tak mocno, że słowa te wychodziły z moich ust w najróżniejszych momentach w sposób niekontrolowany, ale zawsze rozbawiający.

 

Moje historie składają się na szkatułkowy obraz miasta . Niekoniecznie ze sobą powiązane, raczej są to luźno zestawione sceny, jak wyrwane ze szkicownika karty. Tego typu kompozycje upodobałam sobie oglądając filmy z początku lat 70.: „Nie lubię poniedziałku” Tadeusza Chmielewskiego, czy „Rzym” Federico Felliniego. Pojawiają się całe gamy barwnych mieszkańców z różnych środowisk, z różnych „światów”, ale jednak mieszkających w tym samym miejscu i zmuszonych do konfrontacji.

BOLI MNIE GŁOWA, JA JESTEM Z KRAKOWA

 

Praca Dyplomowa Agnieszki Grzegorczyk, promotor Prof. Bogdan Miga

 

Wychodzę. Kolejny raz mijam te same żywopłoty. Idę popękanym chodnikiem, mijam trzepak, teraz pusty, kiedyś zapełniony młodymi gniewnymi. Jest też przystanek. Autobus zabiera mnie do tej lepszej części miasta. Magicznej.

 

Skoro urodziłam się tu i spędziłam całe moje dwudziestotrzyletnie życie, pomyślałam, że powinnam mieć już konkretną wizję otoczenia. Na moich oczach z galopującego kapitalizmu i trzymających się z całych sił pozostałości minionego ustroju, powstała wybuchowa mieszanka, generująca barwne zestawienia i bezbłędnie pokazująca uroczy chaos jaki zapanował na naszym podwórku. Betonowe lasy, które obrastają śródmieście niczym Planty Rynek, czy dumny Szkieletor z góry patrzący na nowoczesny kampus Uniwersytetu Ekonomicznego.

 

Może Karola Kota już nie spotkamy na ulicach, ale od jakiegoś czasu trwogę mieszkańców budzą postaci w szeleszczącym ortalionie, matowym dresie, czy głowach ostrzyżonych na tak zwaną zapałkę. Maczeta już dawno wkroczyła w kanon ich asortymentu, więc lepiej nie spotkać ich w przypadkowej bramie.

Nie bez kozery mówi się, że Kraków jest tak mały. Nawet wyjeżdżając na urlop można spotkać swojego sąsiada z osiedla cztery parawany dalej na plaży
w Kołobrzegu. Parawany, które w magiczny sposób przenoszą nas z osiedlowego bloku na plażę, pozostawiając dookoła półnagich sąsiadów, którzy jednak tym razem są pozbawieni tak skrzętnie zasłaniających ich firanek i zasłon.

 

Miasto żyje, nawet za bardzo. Nigdy nie odpoczywa. Od wielu wieków niezmordowane i wciąż na topie...

 

Z Ikarusa wypada okno z framugami, roztrzaskuje się na jezdni w drobny mak. Trzeba wysiąść. Pijani Anglicy spędzają anonimowo alkoholowy weekend w tym mieście na literkę K. Tanio. Tymczasem w innych częściach miasta armie siłaczy ćwiczą wiele godzin na siłowniach, by później straszyć ludzi po derbach, lub w innych celach o których wolimy nie wiedzieć. Starszy pan bezwzględnie rzuca w przestrzeń: „Pokolenie Zero!”, a ja mam ochotę nabazgrać na przypadkowym murze: „Nie lubię Wisły ani Cracovi, nie obchodzą mnie one”.

 

Kupuję gazetę i czytam: Biały balon, który unosił się nad Krakowem w pobliżu mostu Grunwaldzkiego został w nocy z poniedziałku na wtorek ostrzelany! Na razie nie wiadomo jeszcze czy była to kusza, czy też łuk. Dlaczego takie rzeczy dzieją się właśnie w Krakowie? To pytanie mieszkańcy miasta zadają sobie coraz częściej.

 

Wchodzę do baru na rogu ulicy, mimo okropnych oparów zostaję. Jest tanio, smacznie i ciasno. Obok robotnika, upapranego gipsem od góry do dołu, siedzi elegancka pani. Studenci, bezdomni, panowie w garniturach – wszyscy pragną „Ruskich”. Ruskie raz! Leniwe dwa! Z mięsem na salę! – słyszę. Ludzie przechodzą, wychodzą, przepraszają się, życzą smacznego i wychodzą. Wchodzą, wychodzą, znowu wchodzą. Jest rytm i harmonia.
Ruskie się skończyły! – to najsmutniejsze zdanie tego świata.

 

Na Rynku ktoś domaga się obwarzanka z cukrem, w zamian zostaje oblany herbatą. Z dżemem też nie ma, jak się okazuje. Biała dama wykrzywia usta w okropny grymas i śmieje się ze mnie do rozpuku. Po stopach przejeżdżają rozweselone meleksy. Budy, kebaby, kiełbasy i kaszanki. Zdesperowany pisarz próbuje w biegu sprzedać mi własną książkę na plantach i krzyczy za mną, że ładnie sobie rozpieczętowałam kefir. Kierowniczka musi poratować. Muzycy dudnią w zgrzybiałych piwnicach mając nadzieje na świetlaną przyszłość. Gołębie gruchają, z zadowoleniem racząc się niedojedzonymi zapiekankami
na Placu Nowym. Wokół Śródmieścia fekalia słowne na każdym wolnym murze – kibicowska edukacja wpajana od poszewki. Smog wbija się w płuca jak nóż
w masło, ale cóż poradzę, to moje królewskie miasto.

 

Opis i dokumentacja dzieła

 

Tytuł przewodni mojej pracy dyplomowej jest cytatem z utworu pt.Tata Mięso zespołu Świetliki. Kompozycja pochodzi z debiutanckiego albumu O.gród K.oncentracyjny powstałego w roku 1993. Autorem tekstu jest Marcin Świetlicki, krakowski poeta, prozaik, eseista i wokalista Świetlików. Słuchając wielokrotnie albumu w gimnazjum, nie wiedzieć czemu, punkowe skandowanie: „…boli mnie głowa, ja jestem z Krakowa” utkwiło w pamięci tak mocno, że słowa te wychodziły z moich ust w najróżniejszych momentach w sposób niekontrolowany, ale zawsze rozbawiający. Dlatego uznałam, że jest to wystarczający powód, by zatytułować tak moją pracę finalizującą edukację na Akademii Sztuk Pięknych.

Przekaz utworu, co prawda „opowiada o obronie własnych racji, przekonań i niezależnego myślenia w dobie plagi kociarstwa i wegetarianizmu”, ale z samego cytatu wieńczącego utwór bije aura zblazowania, zmęczenia, może nawet „sponiewierania” przez własne miasto. Ten stan chciałam wziąć na warsztat, ujmując go w spory cudzysłów.

Moje historie składają się na szkatułkowy obraz miasta . Niekoniecznie ze sobą powiązane, raczej są to luźno zestawione sceny, jak wyrwane ze szkicownika karty. Tego typu kompozycje upodobałam sobie oglądając filmy z początku lat 70.: „Nie lubię poniedziałku” Tadeusza Chmielewskiego, czy „Rzym” Federico Felliniego. Pojawiają się całe gamy barwnych mieszkańców z różnych środowisk, z różnych „światów”, ale jednak mieszkających w tym samym miejscu i zmuszonych do konfrontacji. W filmie Chmielowskiego szczególnie zwróciła moją uwagę zabawna animowana czołówka, gdzie pojawia się cały kalejdoskop kolorowych, rysunkowych postaci, zachowujących się w podobnie teatralny sposób jak te w moich pracach.

Wybrałam Pracownię Drzeworytu do realizacji dyplomu, ponieważ dawało mi to możliwość eksperymentowania z fakturami, kolorami, różnego typu matrycami. Bardzo mi zależało na osiąganiu szybkiego efektu, połączonego z dużą spontanicznością i swobodą działania. Taką możliwość dała właśnie technika druku wypukłego. Sposób pracy powoduje, że odbitki, w dużej mierze stają się monoprintami, ponieważ używam wielu drobnych szablonów za każdym razem układanych na matrycy w inny sposób. Rola przypadku jest również bardzo istotna w procesie powstawania moich grafik. Zazwyczaj akceptuję „błędy”, które pojawiają się nieoczekiwanie na odbitkach. Właściwie, nie mogę być nigdy pewna, jaki będzie efekt finalny. Ten element zaskoczenia zawsze jest jednym z ciekawszych momentów powstawania prac. Patrząc na mój cykl nie sposób pominąć skojarzeń z ilustracją. Taki rodzaj przekazu jest dla mnie od dawnanajbardziej naturalny. Nie staram się inspirować konkretnymi twórcami, ale wiem że można zauważyć podobieństwa do niektórych ilustracji, plakatów z lat 60. 70. (np. książek Bohdana Butenki). Wzorce te leżą gdzieś w podświadomości i od czasu do czasu dają o sobie znać. Ciekawym zjawiskiem są dla mnie również wycinanki i wyklejanki ludowe, zwłaszcza z regionu kurpiowskiego. Cięte z papieru w swobodny, trochę kanciasty sposób figury: zwierząt, kobiet, drzewek życia, również wpłynęły w pewnym stopniu na mój sposób przedstawiania otoczenia.